Rozdział 3 "Chessie em hotep"
Do pokoju weszła Hope , a za nią mężczyzna o ciemniejszej karnacji ubrany w różowo-żółtą hawajską koszulkę . Miał na sobie także kowbojski kapelusz , sandały i skarpetki , oraz amazońskie spodenki o kolorze zgniłej zieleni . Wyglądał w tym przezabawnie . Przez chwilę Charlotte chciałą wybuchnąć śmiechem , jednak zagryzła wargi aby się powstrzymać .
- Dzieńdoberek - powiedział z entuzjazmem mulat .
- Witaj Gendek - odpowiedziała uprzejmie babcia Eufemia .
- Dobry - mruknęła półprzytomnie Char .
- Oh Gendeguz ! - krzyknął ojciec , kiedy wyszedł z kuchni . Po chwili przytulił go po bratersku - dobrze się trzymasz .
- No no.. niedawno leżałem w szpitalu "Wróżki Lucyndy" . Gdy leciałem na dywanie "Dżim304" spadłem i się połamałem .
- Co ty gadasz ? - zagadnął Peter - w naszych czasach to był najlepszy model dywanu !
- Teraz to złom . Produkują "Mumia111" ! Świeci w nocy , ma szybki napęd , no i ma funkcję niewidzialności ! Jest naj-le-psza .
- Na Drappomera ! Kupę lat mnie tam nie było . Jak tam się znajdziemy to sobie taki kupimy , co nie Hope ?
- Jasne ... Ale teraz mamy inne rzeczy na głowie Peter .
- Chwila - przerwała Charlotte - chwila -powtórzyła - o czym wy gadacie ? Przecież to wszystko o magi to ściema ...
- Co ?!- krzyknął oburzony mulat - jak śmiesz być z krwii czarodziejką i wmawiać mi Gendeguzowi Hatolowi że magia nie istnieje ?
- Gendek , ona jest uparta . Jeszcze nie widziała czarów . Dopiero co się dowiedziała że jest czarodziejką - uspokajała babcia Eufemia . Dzisiaj założyła niebieską bluzkę z falbanek i długą , zwiewną , pomarańczową spódnicę - Lepiej omów nam strategię .
- Zwariuję - powiedziała załamana Charlotte.
Przez całą tą rozmowę ani słowem nie odezwałą się Meg . Siedziała wtulona w ramiona matki , trzymając również misia Lolę i obserwowała całą sytuację .
~***~
Szesnasta . Najwyższa pora . Muszą wyrobić się do dwudziestej . Inaczej będą w śmiertelnym zagrożeniu.Duży samochód , który pomieścił sześcioro osób oraz pięć walizek , wielką torbę podróżną i plecak turystyczny , jechał z Malikowa do Bujkowa , gdzie dzieliło oba miasteczka zaledwie trzydzieści pięć kilometrów . Bujków znany jest z ogromnej puszczy turystycznej , jeziora z wodospadem oraz kilkudziesięciu drewnianych domków wynajmowanych na wakacje . Tylko dlaczego tam jadą ? Mieli znaleźć się w magicznym miasteczku Drappe , w którym żyją owi czarodzieje latający na miotłach , krwiopijczy wampirzy , wilkołaki i elfy o charakterystycznych śmiesznych uszach . Kuzyn Gendeguz wyjaśnił im wszystko o planie w jaki sposób wedrą się przez magiczną strefę , ale to jednak dla Charlotte zbyt skomplikowane i ma wiele wątpliwości i pytań , które ją bezustannie dręczą . Ciągle myśli że to sen , albo jakiś głupi żart . Pewnie osiedlą się w drewnianym domku i pójdą na jakiś spektakl pt. Drappe . Taką przynajmniej nadzieję siliła w sobie Char .
~***~
Byli na miejscu . Kiedy wszyscy wysiedli z auta , w powietrzu wiła się soczysta woń trawy i ziół a przed sobą mieli samotny piętrowy drewniany domek , a otaczała go dzika , zielona puszcza . Babcia Eufemia mogła przysiądz że przed chwilą widziała lisa . Może to tylko efekt stresu ? Zbliżał się do nich facet , z burzą siwych włosów i kozią bródką . Tak jak opisywał wcześniej Gendeguz to powinien być właściciel tego drewnianego domku .- Witam państwa .. hmm... Collinsów ?- powiedział wesoło .
- Tak , dzwoniłem do pana wcześniej z propozycją kupna domku- uśmiechnął się grzecznie Gendek i podał panu dłoń , na symbol gościnności .
- Jednak muszę poinformować o kilku ważnych sprawach , albowiem ; nie można wchodzić w głąb puszczy , woda ciepła jest tylko do godziny dziewiętnastej , czasem wyłączają tutaj światło , i mam nadzieję że jesteście ubezpieczeni ?
Każdy uśmiechnął się sztucznie , taki był plan .
- Oh tak , my lubimy dziką przyrodę . Nie będzie żadnego problemu . Przyjechaliśmy tu tylko na wakacje . - odrzekła matka .
- No to świetnie . No to jak ? Umówiliśmy się , że gotówka do ręki . Hmm ?
I wtedy Gendek trzymając ręce przed oczami , szeptał cicho kierując się do staruszka . Charlotte wytężyła słuch aby usłyszeć co mruczy pod nosem , ale nici z tego . Słychać z puszczy było szelest , ćwierkanie , huhanie i trzask gałęzi . Zdziwiło ją to że nie miał różdżki , kapelusza , ani szaty .
Po chwili staruszek dziwnym nieobecnym tonem powiedział ;
- Ja nie chcę pieniędzy . Możecie wchodzić do puszczy . A teraz ja idę daleko stąd .
I jak powiedział poszedł . Ten dziwny incydent to ponoć sprawka "czarów" . Zaklęcie posłuszeństwa . Polega na tym , że czarodziej mówi regółkę zaklęcia kierując się do jednej osoby, a następnie co ma powiedzieć ta osoba i zrobić . Po tych czarach staruszek nic nie będzie pamiętał . Żadnego telefonu , rodziny Collinsów , ani "kupionego domku" .
- Piąteczka - Gendek i Peter przybili sobie dłonie .
Char była pełna podziwu . Coraz bardziej zaczęła wierzyć w to wszystko . A jak to żart ? A może zapłacili temu staruszkowi aby odegrał scenkę ?
Kiedy stracili staruszka z oczu wszyscy z bagażami ścisneli się do siebie , a Gendeguz chodził wokół nich tworząc koło mówiąc kolejne zaklęcia . Tym razem na niewidzialość i aby nikt ich nie usłyszał . Kiedy wypowiedział ostatnie zaklęcie Char mogłaby przysiadz że jego oczy zaświeciły się na fioletowo .
Wokół nich pojawiła się przezroczysta wielka kapsuła . Tym razem Gendek rzucił zaklęcie na bagaże , które po chwili osiągnęły rozmiary paczki czipsów . Dzięki temu będzie lżej i swobodniej przemieścić się po puszczy .
~***~
Wszyscy przedzierali się przez puszczę , ostrożnie aby nie wyjść ani choć na milimetr poza kapsułą . Wtedy zaklęcie wraz z kapsułą mogłoby prysnąć jak bańka mydlana . Po kilkunastu minutach maszerowania dotarli do pustej , zamkniętej drogi . Przez jezdnię nie przejeżdżał żaden samochód ani rower . Pustka . Za drogą wiły się ponownie wielkie drzewa . Byli już w finale . Na asfalcie została namalowana gruba biała linia . Wszyscy , wciąż w kapsule ustawili się przed nią w szeregu .- Złapcie się wszyscy za ręce - nalegał Gendeguz - to bardzo ważne . Ja muszę mieć ręce przed oczami , więc Hope i Eufemia - zwrócił się do nich - złapiecie mnie za ramię .
Każdy był już gotowy , podekscytowny aby przejść do szczytu zadania .
- Na trzy wypowiecie wszyscy równo zaklęcie i prawą nogą przejdziecie przez białą linię . Okej ?
- Tak - wszyscy powiedzieli chórem .
- raz , dwa , trzy ...
- CHESSIE EM HOTEP - wypowiedzieli jednocześnie i zrobili krok do przodu . Wszyscy mieli zamknięte oczy i przez chwilę oślepiło ich białe światło .
Znaleźli się w magicznym miasteczku Drappe .
Misja wykonana .
~***~
Gdyby normalny śmiertelnik przeszedłby przez białą linię , poszedłby dalej przez asfalt i nic by się nadzwyczajnego nie stało . Wspaniałomyślni założyciele magicznego miasteczka , założyli tzw. dziesiąty wymiar . Zaklęcie "Chessie em hotep" , zamknięte oczy i przejście prawą nogą przez białą linię to zasady wejścia przez magiczną strefę . Błąd może doprowadzić do tego że znajdziecie się w innym wymiarze - tłumaczył przed wyprawą Gendeguz - do świata wróżek zębuszek , ogrów , olbrzymów , wiedźm . Trudno wtedy wrócić do normalnego świata .
~***~
Kiedy Charlotte otworzyła oczy nie mogła uwierzyć w to co widzi . Budynki były pomalowane w wszystkie
kolory tęczy . Niebo było fioletowe , a chmury lekko różowe wyglądały jak wata cukrowa . W powietrzu można było dostrzec szybujących na miotle oraz na dywanie Drappomian . Mieszkańcy ubrani w sięgające po kostki szaty i kapelusze na głowach , wędrowali z uśmiechem przez ulice miasteczka . Gdzieniegdzie Char dostrzegała śmieszne elfie uszy , ale oczekiwała malutkie istoty . Te , które widziała były rozmiarów ludzkich i wszyscy (o dziwo) mieli nieskazitelnie jasną cerę i białe jak mąka włosy . Zauważyła także wampiry w czarnych szatach , z pierścionkami na palcach , dzięki którym nie spalą się na słońcu i mają ochotę na zwierzęcą krew . Jeden z krwiopijców obnażył zęby do małego elfa , który z wrzaskiem uciekł i się teleportował . Został po nim zielony dym , a wampir z uśmiechem na twarzy poszedł dalej z fiolką krwi przed siebie . Nierozpoznawała tylko wilkołaków , nie znała ich znaków rozpoznawalnych .
Cynowe kociołki , latające samochody , czarne koty ...
Charlotte przetarła oczy . To działo się na prawdę .
Zobaczyła koło siebie pięcioro uczestników podróży ; siostrę , mamę , tatę , babcię oraz szalonego , wspaniałomyślnego wójka . Oni mieli rację , to była prawda .
Jest czarodziejką , ma na dowód tego zieloną bliznę .
Tak jak każdy czarodziej .
Podniosła głowę . Kapsuła pękła jak bańka mydlana . Teraz byli widzialni . Przy wszystkich mieszkańcach wyglądali jak "kosmici" . Musieli teraz kupić szaty i kapelusze , aby pasowali do otoczenia .
- Teraz ci wierzę wujku . Magia istnieje - powiedziała Char . Gendeguz uśmiechnął się do niej szeroko .
________________________________________________________________________________
Rozdział trzeci kłania się przed wami :)) podoba wam się ? czy jesteście rozczarowani ? szczerzę ;)
Super :)
OdpowiedzUsuńPrzypomina mi serię HP. :D
PS. dzięki za komentarz na moim bloogu ;)
e-watson.bloog.pl
U mnie nn, zapraszam :)
OdpowiedzUsuńe-watson.bloog.pl
Bardzo wciagajaca historia, naprawde bardzo ciekawe. Czekamy na nastepny rozdzial.
OdpowiedzUsuńZapraszamy na nn - realstyle.bloog.pl
przepraszam, że dopiero teraz wpadłam, ale twój komentarz trafił u mnie do spamu;/ nie chodziłam do szkoły plastycznej jestem samoukiem.
OdpowiedzUsuńBędę wpadać do ciebie, bardzo fajnie piszesz:)
niedługo u mnie będzie rysunek oka krok po kroku:P
zapraszam. pozdrawiam
Witajj! Wróciłam i też będę wszystko nadrabiać, cieszę się że Char w końcu uwierzyła w to że magia istnieje, świetnie piszesz, te twoje pomysły z kapsułą i czarami, podziwiam cię za te pomysły! Przyjechałam a tu tyle rozdziałów *-* Rzadko mnie wciąga jakieś opowiadanie ale mam takich kilka i jednym z nich jest twoje ^^ Pozdrawiam i zapraszam :)
OdpowiedzUsuńcheshireme.blogspot.com
Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń