Rozdział 5 "Różowowłosa"

   Rozdział 5 "Różowowłosa"


   Char wpadła na dziewczynę tego samego wzrostu , jasnej karnacji , z różowymi włosami do pasa i grzywką na bok . Oczy miała niebieskie z nutką szarego . Podkreślały je ciemne cienie na powiekach oraz czarna mała gwiazdka namalowana kredką pod okiem . Miała na sobie granatową bokserkę , szarą jeansową kurteczkę z ćwiekami na ramionach , szorty , zakolanówki i trampki . Według Charlotte wyglądała odjazdowo .
- Och przepraszam - powiedziała różowowłosa .
Zeszły obie na bok , aby przepuścić do środka sklepu resztę rodziny Collinsów .
- Nic nie szkodzi - uśmiechnęła się zielonooka .
Dopiero teraz dostrzegła , że dziewczyna trzyma przez ramię nowiutką , fioletową szatę . Według zasady szkoły w Drappe elfy noszą niebieską , wampiry czarną , wilkołaki zieloną , natomiast czarodzieje fioletową .
- To szata do szkoły ? - zagadnęła Char .
- Zgadza się - pokazała herb wyszyty na materiale - Ty też idziesz do "Czterech rodów" ?
- Tak do pierwszej klasy . A ty ?
- To super ! Tak samo jak ja . Ale ... te szaty jako mundurki mnie przerażają .
- Mnie też - stwierdziła Charlotte zerkając z obrzydzeniem na materiał - nie w moim stylu . Ale witaj w klubie czarodziei !
- Łiiiiiiiiiiiiii.. ! - krzyknęła różowowłosa - więc ty też jesteś czarodziejką ?
- No a jak - pokazała zielone serce na nadgarstku .
- Wow.. ! - jęknęła , zakrywając usta ręką - nigdy w życiu nie widziałam zielonego znaku !
- Przecież to chyba normalne ? - zdziwiła się brunetka .
- Nie ! No coś ty ! - rozejrzała się ostrożnie tak ,aby ich nikt nie podsłuchał - słuchaj - szepnęła - nawet w świecie czarodziei zielony znak nie jest normalny . Czarodziej zwyczajny ma żółtą , przecięty pomarańczową , a nadzwyczajny czerwoną . To zależy od siły mocy czarodzieja . Patrz - pokazała na swój obojczyk . Widniał na nim żółty księżyc .
- To co oznacza zielony znak ?
- Nie mam pojęcia . Nigdy nie słyszałam o czymś takim . Ale lepiej nikomu nie pokazuj tego .
- Dziękuję . Naprawdę - uśmiechnęła się Charlotte całkiem szczerze . Ta wiadomość była dla niej szokująca - Obiecujesz , że nikomu o tym nie powiesz ?
- Oczywiście . Możemy zostać koleżankami .
- Och to super ! Bałam się , że nikogo fajnego tutaj nie poznam . A jednak myliłam się .
- Hah - uśmiechnęła się - to jak ? koleżanki ?
- Koleżanki - potwierdziła - ach zapomniałam . Mam takie głupie pytanie . Jak masz na imię ?
- Jasmine Murray - podała rękę
- Charlotte Collins
  W tym czasie wyszła z sklepu Megan , niosąc ze sobą dwie szaty ; fioletową do szkoły i granatową z różowym kapturem na co dzień . Uśmiechnięta od ucha do ucha podeszła do nich .
- Mama na ciebie czeka Char .
- Muszę iść . Do zobaczenia - uśmiechnęła się zielonooka i weszła do środka sklepu .
- Zobaczymy się w szkole - usłyszała jeszcze zanim zamknęła za sobą drzwi .
 Charlotte uśmiechnęła się sama do siebie . W końcu poznałam fajną koleżankę . Ma świetny styl , osobowość , i jak obiecała mogę jej zaufać - pomyślała Charlotte - ale czy na pewno ? Przecież dobrze jej nie znam . A podobno pozory mylą . 
    Dopiero teraz zauważyła zamieszanie w sklepie . Wszędzie wisiały różne kolory i wzory tkanin . Na manekinach wisiały uszyte szaty ; jedna wyjściowa , druga na co dzień , a trzecia do szkoły . Pierwsza była różowa , z świecącego materiału , a do niej przyszyte było futerko i srebrna broszka . Następna zwykła , szara z wielkimi kieszeniami po obu stronach . A ostatnia była czarnego koloru , z wyszytym herbem szkoły "Czterech rodów" . Wiedziała że taką właśnie szatę noszą w szkole wampiry . Przypatrzyła się dokładnie herbowi . Był podzielony na cztery części . Każde pole było innego koloru ; fioletowe oznaczało czarodziei , niebieskie elfy , zielone wilkołaki , a czarne wampiry . Była również wyhaftowana piękna duża litera D , jak Drappe . Jeden manekin się ruszył i dłonią pokazał , żeby poszła dalej .
 Na środku sali widniały trzy podesty , na których stali klienci mający na sobie skrawki materiałów . Koło nich nie kręciła się krawcowa , tylko zaczarowane latające nożyczki , igły , nici i szufelka . Pani siedząca na wielkim białym fotelu machała rękami , wydawając im rozkazy magią . Na jednym z podestów stała nieruchomo Hope w prawie gotowym łososiowym ubraniu  .
 Po chwili zadowolona zeszła w nowej pięknej szacie a na podest stanęła Charlotte .
- Mundurek ? - zgadywała krawcowa Anabelle .
- Tak
- Czarodziejka ?
- Tak - odpowiedziała zdumiona . Czuła się jakby czytała jej w myślach . Po chwili okrył ją fioletowy materiał i wokół niej kręciły się narzędzia do szycia . Potem zażyczyła zwykłą szatę . Wybrała brązowy odcień materiału i po chwili wszystko było gotowe . Jednak wciąż nie była przekonana do nich . Czuła się jakby miała na sobie wielki płaszcz przeciwdeszczowy .
- Z ubiegiem czasu przyzywyczaisz się - pocieszała ją mama . Jednak dla Char to będzie nowym wyzwaniem .
  ~***~
   Rodzina Collinsów zrobiła resztę zakupów  m.in. książki do szkoły , zeszyty z zaczarowanymi okładkami , pióra , plecak z herbem , cynowy kociołek oraz słój z żabimi oczami , skrzek , zioła itd. potrzebne również do szkoły . Dla Megan to były nudne czytanki , kolorowanki , kredki i zeszyty . Obydwie siostry zadowolone z zakupów nie mogły doczekać się szkoły . To bardzo dziwne  , ale w ich wypadku edukacja nie będzie nudna w zaczarowanym świecie . Tym bardziej , że Charlotte poznała ciekawą osobowość Jasmin .
~***~

    Dwa tygodnie minęły spokojnie . W miasteczku Drappe nikt nie słyszał o władzach Zeinab , włamaniach czy czymś podobnym . Każdy czuł się spokojnie , tym bardziej że granic magicznej strefy strzegli strażnicy pod niewidzialną kopułą , przygotowani na ostry atak w niespodziewanym momencie . Charlotte wiele zdążyła nauczyć się i poznać np. o zaczarowanej poczcie .
- Kiedy koś chce wysłać wiadomość pisze ją na byle czym , może być na kartce albo na paczce z prezentem . Ważne jest to aby napisać drukowanymi literami do kogo chcemy wysłać . Potem bierzemy szczyptę tak zwanego Czerwonego Proszku . Można go kupić wszędzie za parę złotych . I posypujemy tym naszą wiadomość mówiąc w myślach jeszcze raz do kogo chcemy wysłać . Nasza kartka albo paczka zmienia się w niebieskiego motyla . Wokół niego jest niezwykła błękitna aura . Motyl leci z wiadomością do odbiorcy . Widzi go ten kto pisze i odbiera . Nie można w żaden sposób go zabić ani zatrzymać . To zaczarowana , niezwykła poczta - wyjaśniła pewnego wieczoru babcia Eufemia , biorąc kęs tortu jagodowego .
- Raz się obudziłam i na moim nosie siedział taki niebieski motyl . Potem trzymałam w ręku zaadresowany do mnie list od szkoły czterech rodów - powiedziała zdumiona Charlotte - wszystko trzyma się kupy - zażartowała .
- Miasteczkiem rządzi król - powiedział tak sobie Peter przy niedzielnym obiedzie - Od początku istnienia miasteczka , tron obejmuje pokolenie Drappomera . Albowiem miasteczko nie jest małe , lecz ogromne <niektórzy twierdzą że jest wielkości złączenia trzech Los Angeles> a król nie jest młody , pomagają mu szlacheckiego rodu potężny czarodziej , również dyrektor szkoły Mitelomen Clark , wódz wilkołaków Katsumoko Estreodo oraz krwiopijczy hrabia Alfonso De'Van Rolhen .

~***~

  Chociaż Chrlotte nie miała przy sobie Nicholasa , za którym bardzo tęskniła , ani nowo poznanej Jasmin , życie w Drappe nie było nudne jak w Angli . Wręcz przeciwnie ! Dobrze bawiła się w towarzystwie rodziców i babci Eufemii , poznając inny wymiar . Chodziła na spacer zrywając różne zioła , a później przy pomocy księgi zaklęć , patrzyła jak ojciec robi eliksiry na ból dziąseł , otwarte rany , albo złamania kości jak na dentystę przystało . Matka pewnego wieczoru otworzyła stary kuferek gdzie były zaczarowane farby . Malowały nimi na sztaludze , a później obserwowały jak zmieniają barwy . Z babcią obserwowały każdego wieczoru jak na niebie śmigają Drappomerzy na miotłach i dywanach , niektórzy wykonywali różne akrobacje w powietrzu , a babcia opowiadała swoje przygody jakie ją spotkały w tutejszej szkole .


~***~

   Został już tylko tydzień do szkoły . Charlotte już spakowała wszystkie rzeczy do kufra , przy pomocy babci która używała zaklęcia zmniejszającego . Zmieściły się wszystkie buty , ubrania , kosmetyki , książki , szaty (nabyła jeszcze różową i białą) , słoje , zeszyty , pióra , plecak ... Kiedy skończyły Charlotte zapytała się babci ;
- Jeżeli już nie wrócimy do Anglii , to też oznacza że rodzice nie wrócą do swoich prac . Gdzie będą pracowali ? Przecież musimy się z czegoś utrzymywać .
- Wujek Bendeguz już wszystko załatwił słonko . Mama będzie uczyła studentów sztuki . Natomiast ojciec dostał posadę w szpitalu św. Wróżki Lucyndy , jako dentysta ale będzie leczył inne schorzenia zębów ... np. połamany kieł wampira , albo ząb-bomba .
- Ząb-bomba ?
- Jeżeli przekręcisz źle zaklęcie znikające , ząb nabierze ogromnych rozmiarów i jeżeli w ciągu kilku godzin się go nie wyleczy wybuchnie .
- Serio ?
- Tak , medycyna w magicznym świecie jest bardziej skomplikowana niż w świecie śmiertelników .
Obie weszły do salonu . W kierunku Charlotte leciał niebieski motyl z błękitną aurą .
 -Zaczarowana poczta - szepnęła z zachwytem- Po chwili motyl zamienił się w kopertę . Wzięła pospiesznie kartkę i przeczytała .
 Do Charlotte Collins , 
Świat magi jest pokręcony , co nie ? Już tydzień do szkoły ! Nie mogę się doczekać ! Jeszcze miła niespodzianka . W liście od dyrektora wraz z kluczykami dostałam wiadomość że zamieszkam właśnie z tobą i kilkoma dziewczynami ! Bomba co nie ? 
Ps.; Dowiedziałam się co oznacza zielony znak . Nikomu o tym nie powiedziałam . Myślę że cię zaskoczy moja wiadomość , którą ci opowiem w szkole . To może być ściema . Ale wszystko może okazać się prawdą . 
- Jessica Murray 
 Charlotte stała jak wryta . Co może oznaczać zielony znak ? - zamyśliła się brunetka . Próbowała znaleźć przekonującą odpowiedź , ale nie miała pomysłu .
" Myślę że mogę jej zaufać . Nawet nie zwróciłam uwagi , że właśnie akurat z nią będę dzieliła pokój . Oby zielone serce znaczyło coś dobrego . A co jeśli jestem jakaś przeklęta ? Liczę na pomoc ze strony Jasmin . Tym bardziej nie mogę doczekać się szkoły " - naskrobała w pamiętniku Charlotte . Zerknęła jeszcze raz na list i schowała go pod poduszkę wraz z zeszytem .
______________________________________________________________________________
 Hej ! Przepraszam , że długo czekaliście na rozdział :C 
 Coraz bardziej się rozkręcam , kolejne rozdz będą ciekawsze . Naprawdę ! Myślę że dotrzymam słowa

Rozdział 4 "U Madame Anabelle"

 Rozdział 4 "U Madame Anabelle" 


   Rodzina Collinsów wraz z babcią Eufemią i Gendeguzem zatrzymali się w holelu w Drappe , gdzie od dzisiaj ma być ich domem . Budynek , w którym mają zamieszkać jest pomalowany w kolory nieba , a wokół niego rozciąga się park z niesamowitymi roślinami i ziołami , potrzebnymi do wyparzenia eliksirów .
 Nastał wieczór . Chmury przybrały odcień wściekłego fioletu zmieszanego z granatem . Wszyscy zasiedli w beżowej jadalni w nowym czteropokojowym mieszkaniu , znajdującego się na trzecim piętrze . Każdy zajadał się zupą cebulową , którą na szybko upichciła babcia Eufemia z Hope . Nad stołem rozległa się zawzięta rozmowa .
- Poopowiadaj mi coś o magii - nalegała Char . Była wciąż podekscytowana dzisiejszą wyprawą i miasteczkem Drappe .
- Hmm.. -zastanowił się wujek Gendeguz - a co chcesz wiedzieć ?
- Wszystko !
- Oj to trochę czasu zajmie . Z ubiegiem czasu sama poznasz wiele ciekawych rzeczy .
- Proszę - zrobiła słodkie oczka . Była w tym mistrzynią - jestem w tym ciemna . Kompetnie nic nie wiem . Tylko mity wyssane z palca , które przeczytałam w fantastycznych ksiązkach dla dzieci . Przynajmniej opowiedz mi coś o czarodziejach .
- Czarodzieje nie mają różdżek . To tylko mit .
- To jak czarują ?
- Muszą mieć dłonie przed oczami i skupić się na jednej rzeczy , do której czarują . Wymawiają zaklęcie , a oczy i znak się świecą . I tada , na tym polega cała filozofia .
- A dlaczego ja dopiero idę do szkoły ? Pewnie dzieci uczą się wcześniej magii .
- O nie nie nie . Dzieci uczą się ludzkich i nudnych rzeczy takich jak gramatyka , matematyka , język obcy itp . To bardzo ważne . Później idą na szkolenie do Drappe , uczą się magii , piszą eseje i tak dalej ...
-  Czyli dzieci nie mogą czarować ?
- Nie . To zbyt nieodpowiedzialne . Dzieci używałyby magię do psikusów .
- A można tak sobie polatać na miotle ?
- Trzeba mieć prawko .
- Hahahah prawko ?
- Tak , żebyś nie złamała prawa , albo nie zabiła kogoś .
- To czarodzieje są śmiertelni ?
- Nie . Tak sobie tylko powiedziałem w żarcie - uśmiechnął się szeroko - czarodzieje żyją równo 150 lat . Potem ich żywot się kończy i płoną .
- Płoną ? Tak sami z siebie ?
- Oczywiście . Zostaje po nich tylko popiół .
- Czyli nie można zabić czarodzieja ?
- Jest na to jeden sposób .
- Jaki ?
- Oj słonko zbyt dużo chcesz wiedzieć . Na dzisiaj wystarczy - wstał od stołu i zaniósł miskę do zlewu - na mnie czas - oznajmił głośno - będę się zbierał , już jest późno .
- Nie zostaniesz jeszcze ? Przynajmniej na herbatkę i ciasteczka - nalegała babcia eufemia .
- Muszę już iść . Mam sprawy do załatwienia z Bendeguzem .
- Bendeguz ? Kto to jest ? - spytała się Char .
 Gendeguz wyszedł z mieszkania , a w oddali było słychać trzask .
- Teleportował się - stwierdził Peter .
- Na to też jest jest prawko ?
- Tak .
- Hmm.. dziwne . Bo dzisiaj widziałam jak mały elfik teleportował się .
- Małe elfy tak mają . Z strachu .
 I wszystko jasne - zastanowiła się Charlotte - przecież wampir go przestraszył .
- Ahaa... a kim jest rzekomu Bendeguz ?
- To bliźniak Gendeguza .


~***~
   Nowy dzień . Charlotte obudziła Megan skacząca po jej łóżku .
- Obudź się ! - krzyczała .
 Char schowała głowę pod poduszkę .
- Wyjdź stąd ! - krzyknęła starsza siostra - chcę spać !
- Ale idziemy na ziakupy do śkoły !
- Zakupy to ja zrobie w Angli tydzień przed rozpoczęciem szkoły . A teraz wyjdź - wzięła poduszkę i rzuciła w młodszą siostrę .
- Maaamoooo ! - krzyknęła Meg - Char ziuciła mnie poduszką ! I nie chce wstać ! - poskarżyła się .
- Charlotte ! - weszła do pokoju matka - zaraz idziemy na rynek po książki . Gdzie twoja lista ?
- Daj mi spokój .
- Za piętnaście minut masz być gotowa .
- Jasne .... - powiedziała i wstała z łóżka ziewając . Jeszcze nie otworzyła dobrze oczu a poczuła na twarzy zimną wodę .
- A maś ! - krzyknęła Megan - za tą poduśkę ! - i wyszła dumnie z pokoju zamykając za sobą drzwi .
 Charlotte wściekła , dopiero się ocknęła . Rozejrzała się po pokoju . Pewnie musiała zasnąć wczoraj wieczorem przed telewizorem u babci w salonie . Pomarańczowe ściany , dwa drewniane łóżka , pościel z motywem mandarynek . Babcia Eufemia zrobiłą remont w pokoju gościnnym ? Równie dobrze mogłaby spać w jej wyznaczonym błękitnym pokoju . Wyjrzała przez okno . Nie było tu już ogródka babci . Za szybą  rozciągał się park , pełen niesamowitych drzew i roślin . Ktoś maszerował przez ścieżkę w błękitnej szacie i kapeluszu . Niebo było fioletowe , a chmury lekko różowe . Tak jak w jej śnie ... Chwila ! To był sen ? Ktoś przeleciał przed oknem na miotle . Charlotte zrobiła krok do tyłu . To działo się na prawdę . Przetarła oczy i znowu wyjrzała przez okno .
- Niech ktoś mnie uszczypnie ...


~***~
 
   Charlotte ubrana w czarną nierozpinaną bluzę z jaskrawo-zielonym napisem ,dżinsy i glany weszła do salonu trzymając w ręku list od szkoły "Czterech rodów" , który dostała wczoraj . Wszyscy na nią czekali . Ojciec Peter , Matka Hope i siostra Megan uśmiechnięta od ucha do ucha , że zrobiła dzisiaj siostrze na złość . Tylko babcia Eufemia dzisiaj się nie wybierała . Czytała spokojnie gazetę i popijała kawę w kolorowym szlafroku na kanapie . Była spokojna , bo wszyscy byli bezpieczni . W końcu misja się udała . Na całe szczęście .
- Czyli ja nie będę chodziła do szkoły plastycznej ? - spytała się przygnębiona Char - będę musiałą iść do tej szkoły "Czterech rodów" , uczyć się magii , latać na miotle i nosić durną szatę ?
- Oh Charlotte - powiedziała mama - zobaczysz że ci się spodoba .
- Serio ? Na początku wyjechał mój najlepszy przyjaciel Nicholas na zawsze do Californi , bo jego ojciec dostał lepszą posadę . Wątpię abym tutaj kogoś poznała , kto mnie zaakceptuje . I te zielone serce ... to znak że jestem przeklęta .
- Jak przeklęta ? - zdziwiła się matka .
- Jestem czarodziejką ! - wybuchnęła - dopiero się o tym dowiedziałąm . DOPIERO . Przez piętnaście lat byłam oszukiwana . Jak ja mam teraz się odnaleźć w świecie czarodzieji , elfów , wampirów ? Ja prawie o tym nic nie wiem . Tylko tyle co mi powiedział wczoraj wójek Gendeguz . Wolałabym być normalna . Być śmiertelnikiem .
- Ale to wielkie wyróżnienie , dar że jesteś czarodziejką - powiedziała Hope .
- Serio ? Czy darem można nazwać to że mogę używać magi wobec drugiego człowieka ? Że mogę zmieniać kolor drzewa na niebieski , chociaż dane mu było być zielonym ?
- Char - uspokoiła ją matka - ja i peter chcieliśmy , abyście żyły w świecie śmiertelników . Abyście były artystkami albo dentystami jak my . Ale los tak chciał , że wszyscy nadzwyczajni nie są bezpieczni . Władze Zeinab chcą nas wymordować . W świecie śmiertelników nie bylibyśmy bezpieczni . zamordowali by nas . Czy tego byś chciała ? Żyć tutaj i uczyć się magii i obrony przed nimi w razie potrzeby czy żyć w strachu że możesz nie dożyć jutra ?
- Ale dlaczego chcą nas wymordować ? Przecież jesteśmy podobni do ludzi , tyle że mamy moc do czarowania .
- I o to chodzi . Oni tego nie mają ... dla nas magia jest darem , a dla nich to zło . jesteśmy dla nich wyrzutkami , śmieciami ... chcą się nas pozbyć . Uważają że zagrażamy ludzkości .
- Ale my możemy czarować , a oni nie więc mamy przewagę .
- Oni mają ludzi którzy potrafią czarować i są po ich stronie . To grupa czarodzieji , która nas sprzedała , NAS  , własnych braci ...
- Czy będzie wojna ? W końcu znajdą miasteczko... i jaki jest sposób na zabicie nas nadmagicznych ?
- Kiedy w końcu wybieracie się na zakupy ? - pospieszała ich babcia , nie słuchając wcześniejszej rozmowy
- To na nas chybaczas - powiedział Peter .
- Wiem że ci jest ciężko Char . Zobaczysz spodoba ci się świat magii i z upływem czasu docenisz swoją moc - pocieszyła ją mama i mocno przytuliła - pamiętaj że zawsze jesteśmy dla ciebie wsparciem .
~***~
    Wszyscy wybrali się w podróż na rynek . W głowie Char kotłowało się tysiące myśli . Była ciekawa tego czy dojdzie do wojny i czy jest sposób na zabicie czarodzieji . Podążała więc zamyślona za rodzicami i obok Megan , która w przeciwieństwie do niej była wniebowzięta gdy dowiedziałą się że jest małą czarodziejką .
~***~
  Na rynku był ogromny tłum Drappomian . Większość z nich przedarła się wczoraj przez magiczną strefę i poszukiwała nowych szat, kapeluszy , mioteł i kociołków , których nie można kupić w świecie śmiertelników . Inni już stali w kolejkach po książki do szkoły , chociaż zostało trzy tygodnie do rozpoczęcia roku szkolnego . Dzisiaj rodzina Collinsów znajdowała się na rynku z tych dwóch powodów .
- Najpierw chodźmy po szaty , wyglądamy tutaj jak kosmici - oznajmił ojciec .
- Hmm.. tylko gdzie ? - spytała się Hope .
- Jak to ? U Madame Anabelle najlepsze .
- Mam na kartce napisane że u niej szyją też mundurki - rzekła Char .
  Po kilku minutach znaleźli różowy ,drewniany szyld "U Madame Anabelle - najlepsze szaty na różne okazje" oraz zaczarowany , tańczący manekin  obok napisu . Charlotte zachwycona , pierwsza chwyciła za klamke i po otwarciu drzwi wpdła prosto w kogoś .
- Oh przepraszam ! - ...

________________________________________________________________________________
Przepraszam za długą przerwę w pisaniu , ale miałam warsztaty . Obiecuję że kolejny rozdz pojawi się szybko , będzie dłuższy i o wiele ciekawszy :)) Proszę o szczere komentarze !!

Rozdział 3 "Chessie em hotep"

 Rozdział 3 "Chessie em hotep"



   Do pokoju weszła Hope , a za nią mężczyzna o ciemniejszej karnacji ubrany w różowo-żółtą hawajską koszulkę . Miał na sobie także kowbojski kapelusz , sandały i skarpetki , oraz amazońskie spodenki o kolorze zgniłej zieleni . Wyglądał w tym przezabawnie . Przez chwilę Charlotte chciałą wybuchnąć śmiechem , jednak zagryzła wargi aby się powstrzymać .
- Dzieńdoberek - powiedział z entuzjazmem mulat .
- Witaj Gendek - odpowiedziała uprzejmie babcia Eufemia .
- Dobry -  mruknęła półprzytomnie Char .
- Oh Gendeguz ! - krzyknął ojciec , kiedy wyszedł z kuchni . Po chwili przytulił go po bratersku - dobrze się trzymasz .
- No no.. niedawno leżałem w szpitalu "Wróżki Lucyndy" . Gdy leciałem na dywanie "Dżim304" spadłem i się połamałem .
- Co ty gadasz ? - zagadnął Peter - w naszych czasach to był najlepszy model dywanu !
- Teraz to złom . Produkują "Mumia111" ! Świeci w nocy , ma szybki napęd , no i ma funkcję niewidzialności ! Jest naj-le-psza .
- Na Drappomera ! Kupę lat mnie tam nie było . Jak tam się znajdziemy to sobie taki kupimy , co nie Hope ?
- Jasne ... Ale teraz mamy inne rzeczy na głowie Peter .
- Chwila - przerwała Charlotte - chwila -powtórzyła - o czym wy gadacie ? Przecież to wszystko o magi to ściema ...
- Co ?!- krzyknął oburzony mulat - jak śmiesz być z krwii czarodziejką i wmawiać mi Gendeguzowi Hatolowi że magia nie istnieje ?
- Gendek , ona jest uparta . Jeszcze nie widziała czarów . Dopiero co się dowiedziała że jest czarodziejką - uspokajała babcia Eufemia . Dzisiaj założyła niebieską bluzkę z falbanek i długą , zwiewną , pomarańczową spódnicę - Lepiej omów nam strategię .
- Zwariuję - powiedziała załamana Charlotte.
 Przez całą tą rozmowę ani słowem nie odezwałą się Meg . Siedziała wtulona w ramiona matki , trzymając również misia Lolę i obserwowała całą sytuację .
 ~***~
   Szesnasta . Najwyższa pora . Muszą wyrobić się do dwudziestej . Inaczej będą w śmiertelnym zagrożeniu.
   Duży samochód , który pomieścił sześcioro osób oraz pięć walizek , wielką torbę podróżną i plecak turystyczny , jechał z Malikowa do Bujkowa , gdzie dzieliło oba miasteczka zaledwie trzydzieści pięć kilometrów . Bujków znany jest z ogromnej puszczy turystycznej , jeziora z wodospadem oraz kilkudziesięciu drewnianych domków wynajmowanych na wakacje . Tylko dlaczego tam jadą ? Mieli znaleźć się w magicznym miasteczku Drappe , w którym żyją owi czarodzieje latający na miotłach , krwiopijczy wampirzy , wilkołaki i elfy o charakterystycznych śmiesznych uszach . Kuzyn Gendeguz wyjaśnił im wszystko o planie w jaki sposób wedrą się przez magiczną strefę , ale to jednak dla Charlotte zbyt skomplikowane i ma wiele wątpliwości i pytań , które ją bezustannie dręczą . Ciągle myśli że to sen , albo jakiś głupi żart . Pewnie osiedlą się w drewnianym domku i pójdą na jakiś spektakl pt. Drappe . Taką przynajmniej nadzieję siliła w sobie Char .
   ~***~
  Byli na miejscu . Kiedy wszyscy wysiedli z auta , w powietrzu wiła się soczysta woń trawy i ziół a przed sobą mieli samotny piętrowy drewniany domek , a otaczała go dzika , zielona puszcza .  Babcia Eufemia mogła przysiądz że przed chwilą widziała lisa . Może to tylko efekt stresu ? Zbliżał się do nich facet , z burzą siwych włosów i kozią bródką . Tak jak opisywał wcześniej Gendeguz to powinien być właściciel tego drewnianego domku .
- Witam państwa .. hmm... Collinsów ?- powiedział wesoło .
- Tak , dzwoniłem do pana wcześniej z propozycją kupna domku- uśmiechnął się grzecznie Gendek i podał panu dłoń , na symbol gościnności .
- Jednak muszę poinformować o kilku ważnych sprawach , albowiem ; nie można wchodzić w głąb puszczy , woda ciepła jest tylko do godziny dziewiętnastej , czasem wyłączają tutaj światło , i mam nadzieję że jesteście ubezpieczeni ?
 Każdy uśmiechnął się sztucznie , taki był plan .
- Oh tak , my lubimy dziką przyrodę . Nie będzie żadnego problemu .  Przyjechaliśmy tu tylko na wakacje .  - odrzekła matka .
- No to świetnie .  No to jak ?  Umówiliśmy się , że gotówka do ręki . Hmm ?
 I wtedy Gendek trzymając ręce przed oczami , szeptał cicho kierując się do staruszka  . Charlotte wytężyła słuch aby usłyszeć co mruczy pod nosem , ale nici z tego . Słychać z puszczy było szelest , ćwierkanie , huhanie i trzask gałęzi . Zdziwiło ją to że nie miał różdżki , kapelusza , ani szaty .
 Po chwili staruszek dziwnym nieobecnym tonem powiedział ;
- Ja nie chcę pieniędzy . Możecie wchodzić do puszczy . A teraz ja idę daleko stąd .
 I jak powiedział poszedł . Ten dziwny incydent to ponoć sprawka "czarów" . Zaklęcie posłuszeństwa . Polega na tym , że czarodziej mówi regółkę zaklęcia kierując się do jednej osoby,  a następnie co ma powiedzieć ta osoba i zrobić . Po tych czarach staruszek nic nie będzie pamiętał . Żadnego telefonu , rodziny Collinsów , ani "kupionego domku" .
- Piąteczka - Gendek i Peter przybili sobie dłonie .
 Char była pełna podziwu . Coraz bardziej zaczęła wierzyć w to wszystko . A jak to żart ? A może zapłacili temu staruszkowi aby odegrał scenkę ? 
  Kiedy stracili staruszka z oczu wszyscy z bagażami ścisneli się do siebie , a Gendeguz chodził wokół nich tworząc koło mówiąc kolejne zaklęcia . Tym razem na niewidzialość i aby nikt ich nie usłyszał . Kiedy wypowiedział ostatnie zaklęcie Char mogłaby przysiadz że jego oczy zaświeciły się na fioletowo .
  Wokół nich pojawiła się przezroczysta wielka kapsuła . Tym razem Gendek rzucił zaklęcie na bagaże , które po chwili osiągnęły rozmiary paczki czipsów . Dzięki temu będzie lżej i swobodniej przemieścić się po puszczy .
~***~
  Wszyscy przedzierali się przez puszczę , ostrożnie aby nie wyjść ani choć na milimetr poza kapsułą . Wtedy zaklęcie wraz z kapsułą mogłoby prysnąć jak bańka mydlana .  Po kilkunastu minutach maszerowania dotarli do pustej , zamkniętej drogi . Przez jezdnię nie przejeżdżał żaden samochód ani rower . Pustka . Za drogą wiły się ponownie wielkie drzewa . Byli już w finale . Na asfalcie została namalowana gruba biała linia . Wszyscy , wciąż w kapsule ustawili się przed nią w szeregu .
- Złapcie się wszyscy za ręce - nalegał Gendeguz - to bardzo ważne . Ja muszę mieć ręce przed oczami , więc Hope i Eufemia - zwrócił się do nich - złapiecie mnie za ramię .
 Każdy był już gotowy , podekscytowny aby przejść do szczytu zadania .
- Na trzy wypowiecie wszyscy równo zaklęcie i prawą nogą przejdziecie przez białą linię . Okej ?
- Tak - wszyscy powiedzieli chórem .
- raz , dwa , trzy ...
- CHESSIE EM HOTEP - wypowiedzieli jednocześnie i zrobili krok do przodu . Wszyscy mieli zamknięte oczy i przez chwilę oślepiło ich białe światło .
  Znaleźli się w magicznym miasteczku Drappe .
  Misja wykonana .
~***~ 
  Gdyby normalny śmiertelnik przeszedłby przez białą linię , poszedłby dalej przez asfalt i nic by się nadzwyczajnego nie stało . Wspaniałomyślni założyciele magicznego miasteczka , założyli tzw. dziesiąty wymiar . Zaklęcie "Chessie em hotep" , zamknięte oczy i przejście prawą nogą przez białą linię to zasady wejścia przez magiczną strefę . Błąd może doprowadzić do tego że znajdziecie się w innym wymiarze - tłumaczył przed wyprawą Gendeguz - do świata wróżek zębuszek , ogrów , olbrzymów , wiedźm . Trudno wtedy wrócić do normalnego świata . 
~***~

  Kiedy Charlotte otworzyła oczy nie mogła uwierzyć w to co widzi . Budynki były pomalowane w wszystkie
kolory tęczy . Niebo było fioletowe , a chmury lekko różowe wyglądały jak wata cukrowa . W powietrzu można było dostrzec szybujących na miotle oraz na dywanie Drappomian . Mieszkańcy ubrani w sięgające po kostki szaty i kapelusze na głowach , wędrowali z uśmiechem przez ulice miasteczka . Gdzieniegdzie Char dostrzegała śmieszne elfie uszy , ale oczekiwała malutkie istoty . Te , które widziała były rozmiarów ludzkich i wszyscy (o dziwo) mieli nieskazitelnie jasną cerę i białe jak mąka włosy . Zauważyła także wampiry w czarnych szatach , z pierścionkami na palcach , dzięki którym nie spalą się na słońcu i mają ochotę na zwierzęcą krew . Jeden z krwiopijców obnażył zęby do małego elfa , który z wrzaskiem uciekł i się teleportował . Został po nim zielony dym , a wampir z uśmiechem na twarzy poszedł dalej z fiolką krwi przed siebie . Nierozpoznawała tylko wilkołaków , nie znała ich znaków rozpoznawalnych .
  Cynowe kociołki , latające samochody , czarne koty ... 
 Charlotte przetarła oczy . To działo się na prawdę . 
 Zobaczyła koło siebie pięcioro uczestników podróży ; siostrę , mamę , tatę , babcię oraz szalonego ,  wspaniałomyślnego wójka . Oni mieli rację , to była prawda . 
 Jest czarodziejką , ma na dowód tego zieloną bliznę .
 Tak jak każdy czarodziej . 
 Podniosła głowę . Kapsuła pękła jak bańka mydlana . Teraz byli widzialni . Przy wszystkich mieszkańcach wyglądali jak "kosmici" . Musieli teraz kupić szaty i kapelusze , aby pasowali do otoczenia .  
- Teraz ci wierzę wujku . Magia istnieje - powiedziała Char . Gendeguz uśmiechnął się do niej szeroko . 

________________________________________________________________________________
 Rozdział trzeci kłania się przed wami :)) podoba wam się ? czy jesteście rozczarowani ? szczerzę ;)

Rozdział 2 "Motyle"

   Rozdział drugi "Motyle"


                                                                                                                                                                                     

          Następnego dnia Charlotte obudziła się bardzo wcześnie . Jej pokój znajdował się na drugim piętrze ,
tuż obok łazienki , co było dla niej wielkim pocieszeniem . Sypialnia była duża , ściany miały kolor błękitny z nutką szarego , a z okna widać piękny , egzotyczny ogród . Babcia Eufemia posadziła tam wszystkie możliwe rodzaje i kolory kwiatów . Widok był zniewalający .
    Dziewczyna wstała i otworzyła okno , aby pooddychać świeżym powietrzem . Gdy tylko uchyliła drzwiczki do jej pokoju wleciał żółty motyl . Kiedy się odwróciła aby zerknąć na nowy obraz powieszony na ścianie , przestawiający łabędzia , motyl zniknął . A zamiast niego na podłodze leżał list przybity stemplem czerwoną pieczątką . Był on zaadresowany do babci Eufemii , ku zdziwieniu Charlotte od "kuzyna Gendeguza" . Kiedy to przeczytała wybuchła nieopanowanym śmiechem .
- Hahahaha... Ja pierdole . Albo ktoś robi sobie żarty , albo moja rodzina jest dziwna - mruknęła Charlotte po czym tanecznym krokiem rozbawiona , zeszła na dół do jadalni , gdzie jak przeczuwała , siedzieli już wszyscy zajadając się śniadaniem .
- Babciu - powiedziała dziewczyna kierując się do staruszki , ubranej w kolorowy szlafrok - przyszedł list do Ciebie . Nie wiem dlaczego , ale leżał u mnie w pokoju . Jeszcze wczoraj go nie było ... - podrapała się po głowie zdziwiona .
  Eufemia wzięła list od wnuczki i popatrzyła na niego z podziwem .
- Motyle - mruknęła zamyślona
- Co ? - spytała się zdumiona dziewczyna
- Kochani , kuzyn Gendeguz napisał . To już najwyższy czas Hope -skierowała się do córki , która zdenerwowana wylała kawę i kiwnęła twierdząco głową .
- Na co czas ? Przecież ktoś z was robi sobie żarty . Gendeguz.. hahaha  .
- Nie śmiej się . Tak nazywa się twój wój . - odrzekł ojciec
- Hahahaahah .. to jest chore - powiedziała Charlotte .
    Nastała grobowa cisza . Charlotte chwyciła po tosta i kakao , a Babcia czytała uważnie list chodząc po pokoju . Po chwili upuściła kartkę , stojąc nieruchomo , jakby była zahipnotyzowana .
- Mamo co się stało ? - spytała blondynka i podeszła do niej . Ojciec chwycił szybko po list .
- Musimy się dzisiaj wyprowadzić . Wszyscy .
- Że co ?! Ja nigdzie się nie wybieram  - uparła się nastolatka - dopiero co tutaj przyjechaliśmy .
- Narada rodzinna ! - ogłosił ojciec .
   Wszyscy zasiedli do stołu w jadalni . Panowała napięta atmosfera . Babcia była przerażona , matce drżały ręce , a ojciec schował twarz w dłonie . Natomiast Charlotte jako jedyna była w stanie zjeść ostatni kęs śniadania .
- Powie mi ktoś wreszcie o co chodzi ? - zaczęła brunetka .
- Kotku - zaczęła mama - chodzi o to że ... jesteś naprawdę niezwykła dziewczyną . Inną niż wszyscy ...
- I ?
- Nie powiedzieliśmy ci prawdy całej o tobie . Bo chodzi o to że .. że...
- Jesteś czarodziejką - dokończył za nią mąż - Tak jak my wszyscy tutaj . Twoja babcia , ja i mama . Jesteśmy czarodziejami . Możemy czarować , latać na miotłach , dywanie ...
- Czarodziejką z księżyca ? - spytała się Char . To była jej ulubiona bajka i pierwsze co przyszło jej do głowy na hasło ; czarodziejka to jedynie z księżyca .
- Ta historyjka , którą ci wczoraj opowiedziałam to była prawda - zignorowała jej wypowiedź babcia- Na prawdę się tak stało i jest takie miejsce jak Drappe i dzisiaj mamy się tam wyprowadzić , bo jesteśmy w śmiertelnym zagrożeniu .Władze Zeinab czyli ci źli dowiedzieli się o istniejącym miasteczku Drappe i chcieli wszystkich wymordować . Uważają że te wszystkie postacie magiczne nie mają prawa istnieć , to intruzy , których trzeba się pozbyć ... Oczywiście , kiedy wkroczyli przez magiczną strefę większości udało się uciec i kilka chwil po tym jak położyli stopy na naszym terenie Drappe zostało przeniesione z Anglii do Polski . Tutaj nas nie znajdą , nie ma mowy . Nikt przecież nie pomyślałby że miasteczko możne zostać przeniesione do takiej Polski .
- To wszystko ? -spytała się Char . Każdy milczał - Brawo - wstała dziewczyna i zaczęła klaskać - za wyobraźnię . Hahahaa.. kto to wymyślił ? To ty babciu ? Jak tak to gratulacje , w życiu bym nie wymysliła lepszej historyjki .
- Char .. to nie żarty - powiedziała Eufemia
- Hah .. ej jest tu ukryta kamera ? Mogliście mnie uprzedzić , przecież jestem w piżamie !
 Matka złapała się za głowę , a ojciec zły wypił do końca filiżankę kawy .
- Uspokój się Charlotte ! - powiedział ojciec - twoja babcia ma racje , to nie są żarty . My mówimy prawdę .
- Tak ? To wyczarujcie mi coś ! Nalegam
- Nie możemy ... Nasza moc posłabła ... no i dawno nic nie wyczarowaliśmy i tutaj nie możemy czarować . Prawo czarodziejów mówi że nie można w świecie śmiertelników używać magii .
- I ja mam uwierzyć ? W takie bajki ? Możecie Meg opowiadać , ale nie mi .
- Słonko , usiądź . I słuchaj - powiedziałą niecierpliwe babcia - jesteśmy wszyscy czarodziejami . Chcieliśmy żyć jak normalni ludzie , teraz uważamy to za błąd . Świat magii jest piękny , sami się tam wychowywaliśmy . Kiedy Hope dorosła , uważała że musimy poznać świat bez magii . Wszyscy się z nią zgodziliśmy . Ona poznała Petera , potem na świat przyszłaś ty . Uznaliśmy że nie powiemy ci kim naprawdę jesteś . Że tak będzie lepiej .
- Jasne ... - powiedziała znudzona Char
- Zielone serce to znak że jesteś czarodziejką . Każdy czarodziej posiada znak , ale o innym kształcie i barwie . To świadczy o sile mocy i osobowości czarodzieja .
- To ściema . Wymysliliście to , żeby nie wyszło na jaw że zrobiliście mi tatuaż jak byłam mała ?
- Ale my wszyscy mamy znaki ...
- Tatuaże , nie znaki . Ogarnijcie ! To już jest chore . Nie uwierzę wam  w te bajeczki . I nigdzie się nie wyprowadzam , o nie . Zapomnijcie . - wstała i skierowała się do swojego pokoju - dom wariatów - mruknęła zdenerwowana - yhh .
   Położyła się na łózku i zamknęła oczy . Pragnęła się zrelaksować . Wdech i wydech  - powtarzała - nie jestem czarodziejką . To ściema . Bajka . Kurde no ! To nie może być prawda ! A jeżeli Drappe istnieje .. Nie ! Opanuj się Charlotte ! Myśli krążyły po jej głowie jak szalone . Nie wiedziałą co już o tym myśleć . Nie wiedziała komu wierzyć ; im czy swoim przekonaniom  ? To było dla niej trudne . Zmęczona , chociaż niedawno co wstała , poznownie zasnęła .
~***~
- I co my teraz zrobimy ? - spytała się Hope - przcież nam nie uwierzyła .
- Drappe ją przekona . Jak zobaczy ten świat , czarodzieji .. zachwyci się tym . Będzie dumna że jest czarodziejką - odrzekła babcia - a i zapisałam ją do szkoły . Przecież nie możecie wrócić do Anglii . Zamordują was . Nas też jak dzisiaj się nie wyprowadzimy . Ponoć dzisiaj w nocy jeden z Zeinab ma przylecieć do Polski . A więc do dwudziestej można przedrzeć się przez magiczną strefę , a później nie da rady . Strażnicy zapewnią nam ochronę , będą pilnowali i walczyli jeśli trzeba .
- Oj Char nie będzie zadowolona ... chciała iść do liceum plastycznego .
- No cóż , tu chodzi o jej życie . W szkole nauczy się jak walczyć z władzami Zeinab , zaklęć , eliksirów , transportu ...
- W sumie nie będzie tak źle . Może się jej spodobać - stwierdził Peter - ale jest problem , ten znak ...
- Jest zielony - dokończyła Hope - nie wiemy co to znaczy . Bo przecież czarodzieje zwyczajni mają koloru żółtego , przeciętni pomarańczową , a nadzwyczajni czerwoną . A zielona ? Na Drappomera ! Możemy tylko się domyślać .
- Jest opcja - powiedział ojciec - że nie dowiedziałem się wszystkiego o moich prawdziwych rodzicach . Przecież byłem adoptowany ...
~***~
   Charlotte obudził motyl siedzący na jej nosie . Zobaczyła kątem oka tylko niebieskie skrzydełka i niesamowitą aurę wokół niego .  Przetarła oczy , a motyl gdzieś pofrunął . Gdy wstała , zobaczyła że obok jej stopy leży list przybity czerwoną pieczęcią . Ostrożnie podniosła i się przyjrzała . Na miękkim beżowym papierze widniał napis ; Do Szanownej Panny Charlotte Collins . Zdziwiła się , ale także zaniepokoiła . Taki sam list otrzymała babcia Eufemia , od rzekomego kuzyna Gendeguza . Wyjęła kartkę i przeczytała ;
      Charlotte Collins ,
     Informujemy iż pani dostała się do szkoły Czterech Rodów w Drappe jako czarodziejka na
      szkolenie trzyletnie . Szkoła zacznie się pierwszego września , prosimy jednak przybyć dzień             wcześniej z bagażami , książkami i mundurkiem (wszystko na drugiej stronie) .
                                                                    - Z poważaniem
                                                                   dyrektor szkoły 
                                                                       Mitelomen Clark


    Pospiesznie wyjęła drugą kartkę , na której były srebne kluczyki z breloczkiem z napisem "50" .
     Albowiem to szkoła z internatem , dołączamy kluczyk do pani pokoju . Zamieszka pani wraz z Jasmine Murray , Michelle Somite oraz z Tamiką Logemore . Pokój znajduje się na drugim piętrze .
 Oprócz drugiej kartki była też trzecia !
 Spis książek ;
- Runy Księżycowe 
- Uczymy się panować nad żywiołami - czyli ogień , woda , powietrze i flora 
- Sztuka lokomocji
- Magia jest wśród nas - umysłowa , energetyczna oraz obrona 
- Historia - stopień pierwszy 
- Istoty magiczne 
- Eliksiry - podstawy 
- Transmutacja
 Mundurek można uszyć u Dilopa oraz  Madame Anabelle . Szaty zgodnie z zasadą czterech rodów . Niebieską mają elfy , fioletową czarodzieje , zieloną wilkołaki oraz czarną wampiry . 
 Charlotte nie mogła uwierzyć w to co przeczytała . Kilka razy przeczytała arkusz . 
- To niemożliwe ! Robią ze mnie wariatkę ! - szaptała pod nosem wściakła do czerwoności nastolatka . 
 Zbiegła na dół po schodach i wparowała do salonu , gdzie wszyscy siedzieli przed telewizorem . 
- Co to ma znaczyć ? - krzyknęła - kolejny numer ? Mówiłam wam , że na mnie takie żarty nie działają ! Nie uwierzę wam w każde słowo o magii ! Nie uwierzę wam że mam chodzić do jakiejś szkoły dla debili ! Nie uwierzę wam o jakimś Gendeguzie . No kurde ... Chce do Angli , do liceum plastycznego ... 
- Słoneczko .. - powiedziała spokojnie babcia 
- Żadne słoneczko ! 
- Char .. lepiej ? Jesteś uparta , wszystko co mówimy jest prawdą .
- Niby jak mnie do tego przekonacie ? Dacie mi proszki halucynogenne ? 
- Jak mowiłam pojedziemy do Drappe .
- Oooo nie ! Ja nigdzie się nie wybieram .
- Ale nie masz wyboru .
- Nie będziecie mieli wyboru , jak znajdę się w psychiatryku . Zwariować tutaj można ! 
- Pójdziesz tam do szkoły z internatem "Czterech rodów" .
- Miałam iść do liceum plstycznego , to moje marzenie . Chcecie mi je zniszczyć ? - powiedziała i łza spływałą po jej policzku . 
- Możesz swoje zdolności kształcić w szkole . Z tego co wiem były takie zajęcia . 
- Nie . Nie . Nie ! Ja chcę do Anglii - powiedziała stanowczo nastolatka . 
 " Puk puk
 Ktoś dobijał się do drzwi . Matka szybko zerwałą się z siedzenia i poszła zobaczyć kto przyszedł . Charlotte ciekawa kto to może być wytarła łzy , i przez chwilę zapomniałą o sytuacji w której się znalazła . Słychać było rozmowę z korytarza ; 
- Hope ! Kupę lat ! - krzyknął męski , barczysty głos .
- Oh mi też jest miło ciebie wdzieć - powiedziała ciepłym , przyjemnym głosem kobieta .
- I jak walizki spakowane ?
 Charlotte serce podskoczyło do gardła .
- Nie to nie może być prawda - mruknęła pod nosem zrezygnowana .



_____________________________________________________________________________
 I jest drugi rozdział :)) Czytasz = komentujesz 


Rozdział 1 "Opowieść o czterech rodach"

Rozdział pierwszy "Opowieść o czterech rodach"


     Wybiła ósma rano. Nad cichym miasteczkiem Cambridge, położonym we wschodniej części Anglii słońce zdążyło wznieść się i rozjaśnić swoim promieniem pokój nastoletniej dziewczyny. Charlotte, bo tak miała na imię, obudził dzwonek budzika. Powolnym ruchem wyłączyła ręką alarm, zakryła głowę poduszką i powróciła do wczesnej czynności .
      Po kilku dobrych minutach do jej pokoju wparowała niezadowolona matka .
 Była to zazwyczaj pogodna i wesoła kobieta , mająca na karku grubo po trzydzieste . Dzisiaj widząc , że jej córka jeszcze nie zdążyła się obudzić i cokolwiek zrobić wpadła w dziki szał .
- Charlotte ! Do jasnej ciasnej ! Wstawaj ! Bo przez ciebie spóźnimy się na samolot ! - wykrzykiwała wymachując rękami . Blond proste włosy spływały po ramionach kobiety , a w jej zielonych oczach można było dostrzec nutkę wściekłości . Miała na sobie pomarańczową bluzkę i długą spódnicę w kwiaty , jak typowa artystka .
    Natomiast dziewczyna ani drgnęła .
- Charlotte ! - krzyknęła i ściągnęła kołdrę z nastolatki . Ta pół przytomna spojrzała morderczym wzrokiem na mamę .
- Wygrałaś .Wstaję  - powiedziała znudzonym głosem Charlotte i chcąc nie chcąc , skierowała się do łazienki przeciągając się .
- Za dziesięć minut widzę cię w samochodzie ! - krzyknęła ostrzegawczo jeszcze kobieta i wyszła z pokoju .
- Jasne , jasne ...
     Nastolatka miała wszystkie ciuchy naszykowane wczoraj i położone na komodzie , więc zyskała na czasie . Ubrała się w czarne szorty obite na kieszeniach ćwiekami , białą bluzkę z różowym krzyżem w panterkę oraz ciemne trapery . Prawy nadgarstek przyozdobiła bransoletkami z tym samym zdobieniem jak na spodenkach  , aby ukryć bliznę . Rodzice jej wmawiają , że ten znak ma od urodzenia , jednak ona w to nie wierzy . Twierdzi iż zrobili jej tatuaż jak była niemowlakiem , ale czy to możliwe ? Pewnie siedzieliby już za kratkami .  "Znamię" ma kształt serca i jest zielone . Ma odcień soczystej limonki i nigdy nie straciło swej barwy .  Charlotte nienawidzi jej , a także wstydzi się tej " nadzwyczajności " , bo do cech normalnego człowieka raczej nie można tego przydzielić . Zazwyczaj chowała ją przed rówieśnikami w szkole pod długą bluzką albo zakrywała ją bransoletkami . Raz została przyłapana w drugiej klasie podstawówki przez nauczycielkę od w-f . Ta skłamała że to jest tatuaż ... W końcu tak myślała . Po tym fakcie została przez wszystkich wyśmiana i nazwana "dziwaczką" . Plotka o jej tatuażu rozeszła się po całej szkole .  Ten pseudonim utrzymywał się do końca gimnazjum , ale nie tylko znamię było powodem do wyśmiewania . Charlotte zawsze wyróżniała się od innych . Miała inny styl ubierania się , sposobu postrzegania świata , słuchała innej niż wszyscy muzyki i ceniła swoją wartość - nigdy nie wybaczyła osobie , która ją wyśmiała . Wtedy zazwyczaj wkraczała w bójki i potem prosto na dywan dyrektora . Po prostu taka była , nie lubiła wtapiać się w tło i udawać inną dziewczynę niż nią jest . Rzadko ktoś ją akceptował . Jednak znalazła się jedyna osoba , która akceptowała  Charlotte i uważała znamię za zupełnie coś zwyczajnego . A był nim Nicolas - przystojny chłopak o czarnych włosach , który zawsze ją wspierał , pogadał i pomagał w sprawach kryzysowych . Niestety niedawno , dwa miesiące temu , przeprowadził się do Calliforni - NA STAŁE . To był dla niej cios , prosto w serce . Straciła jedyną osobę , dzięki której mogła być sobą . Musiała się zadowolić towarzystwem swojej rodziny , która była zawsze dla niej wsparciem . Nie było jednak tak źle . Pomagała mamie w pracy malarza . Podsuwała jej pomysły , a czasem sama pozowała do portretów . Często także była asystentką w gabinecie stomatologicznym ojca , który miał strasznie dużo klientów .
     Zostało pięć minut do wyjazdu . Charlotte uczesała starannie długie, brązowe loki , które odziedziczyła po ojcu . Umyła twarz oraz zęby i machnęła kilka razy maskarą po rzęsach . No teraz wyglądam jak człowiek - pomyślała żartobliwie. Popatrzyła przez chwilę na swoje odbicie w lustrze . Jej zielone oczy , takie same jak matki , pasowały do jej blizny . Natomiast skórę miała nieskazitelnie jasną  . Jakoś nigdy nie przepadała za słońcem ...


     Wzięła jeszcze swój telefon do kieszeni i spojrzała pożegnalnie na swój pokój . Na czerwonych ścianach wisiały plakaty różnych zespołów rockowych oraz fotografie , na których przeważnie znajdowała się ona z Nicolasem . Łóżko z szarą pościelą , szafa z lustrem w kształcie łezki , biurko , niegdyś zawalone książkami i esejami do szkoły , komputer , dywan ...
- Będę tęsknić - stwierdziła i wyszła z pokoju , zamykając za sobą drzwi .
     Weszła do żółtego ferrari i usiadła na miejscu pasażera obok swojej młodszej siostry Megan , która założyła dzisiaj odświętną , różową sukienkę w szkocką kratę . Siedmiolatka mając blond włosy upięte w warkocz siedziała spokojnie , trochę senna , przypięta pasami do fotelika , mocno przytulona do swojego ulubionego misia Lolę . Charlotte uśmiechnęła się na widok Meg i wyciągnęła odruchowo Mp3 .
- No to ruszamy ! - powiedział z entuzjazmem ojciec . Odpalił auto i ruszyli w drogę . Megan zdążyła smacznie zasnąć , a Charlotte odpłynąć w krainę muzyki .



~***~
     Po trzech godzinach jazdy cała rodzina Collins'ów znajdowała się na lotnisku . Było ogromne zamieszanie , dużo ludzi , gwar , hałas ...
- Achh.. jak ja nie lubię takich zatłoczonych miejsc !  - burknęła pod nosem Charlotte , krzyżując ręce na piersiach . Popłynęło kilka przekleństw z jej strony gdy ktoś ją niechcący szturchnął , przy czym przewróciła się na tyłek .
- Prze-prze-prze-praszam - powiedział brunet z grzywką na bok, ubrany w skórzaną kurtkę i glany . Podając jej rękę , pomógł stanąć na nogi .
 Nastolatka zauważyła na jego nadgarstku duży , srebrny zegarek , który po sekundzie mignął niebieskim światełkiem , jakby miał go przed czymś ostrzec . Dziewczyna przetarła oczy . Pewnie mi się przewidziało - pomyślała - to na pewno przez dzisiejsze niewyspanie się - stwierdziła i zanim się obejrzała , chłopca z zegarkiem już nie było .
  Szkoda , był całkiem w moim stylu , noo.. i był całkiem w porządku i zachował się fair .
   Charlotte spojrzała w prawą stronę . Na walizce siedziała samotnie Meg wtulona w swoją maskotkę , a obok niej rodzice cicho dyskutowali z pilotem . Mężczyzna był ciemniejszej karnacji i miał na sobie obowiązkowy mundur , w kolorze khakim . Rozmawiali zawzięcie , i jakby ostrożnie , bojąc się aby ktoś ich nie usłyszał . Po chwili podał im bilety i jakby nic odszedł . To dziwne , czy on nie powinien teraz być w samolocie i sprawdzać pokład ?
     Do lotu została niecała godzina . Nie zadawając rodzicom setki pytań na temat dziwnej sytuacji , Charlotte wyciągnęła z czarnej torebki z ćwiekami , gdzie miała zapakowane wszystkie rzeczy potrzebne do podróży , mleczną czekoladę . To była jej ulubiona - Magnat . Zawsze ją kupowała w sklepie obok szkoły i dzieliła się nią z Nicolasem . Tak , to były dobre czasy - pomarzyła nastolatka , rozrywając opakowanie - wagary pod schodami trybun , spacery po torach kolejowych , pikniki na łące ... i zawsze zabieraliśmy tą czekoladę . Ale teraz tam jej nie kupie , to inny kraj , inne zwyczaje , trudno będzie mi się tam przyzwyczaić . Ugryzła kawałek i rozkoszowała się niesamowitym smakiem słodyczy . Czasem się zastanawiam czy ta czekolada nie jest zaczarowana , ale to byłoby śmieszne , bo przecież magia nie istnieje ! - zaśmiała się w duchu Charlotte i usiadła na dużej , brązowej walizce obok prawie nieprzytomnej Megan .
     Godzina szybko zleciała . Charlotte zajęła siedzenie w samolocie przy oknie obok swojej mamy . To był pierwszy lot nastolatki , więc zielonooka trochę się stresowała . Zawsze miała lęk do samolotów , ponieważ panicznie bała się katastrofy . Wdech i wydech - powtarzała sobie - musisz być silna . Wyjęła książkę pt."W blasku księżyca" z czarnej torby i wciągnęła się w lekórę , tylko po to aby zapomnieć o swoim lęku . Tuż obok niej mama wczytała się w kolorowy magazyn z pomysłami dla artystów . Lot mijał spokojnie , bez żadnych komplikacji . Charlotte wciągnięta w losy bohaterów i zapomniała o świecie , który ją otaczał .
    Po piętnastej wylądowali na lotnisku w ...Warszawie w Polsce . To był piękny kraj o niesamowitych zabytkach , kolorowej kulturze i wyśmienitych potrawach . Rodzina Collinsów właśnie przyjechała na wakacje do małej wsi - Malikowa . Tam mieszkała babcia Charlotte - Eufemia . Staruszka zawsze miała pełno szalonych pomysłów , jej dom był pełen kolorowych inspiracji , lubiła eksperymentować z przyprawami co wychodziło jej zawsze perfekcyjnie , a na wieczór przy kominku opowiadała ciekawe , zazwyczaj fantastyczne historie . Córka Eufemii to mama Charlotte . Hope , bo tak się nazywała , odziedziczyła wyobraźnię , którą zazwyczaj pokazywała przez siebie namalowanych obrazach . Zawsze zachwycała swoimi dziełami klientów , a ich miała dość sporo .
    Wieczorem dotarli w końcu z utęsknieniem do babci Eufemii . Domek miała malutki , drewniany , a przykrywał go bluszcz . Wszędzie dookoła było zielono , a w ogródku kwitły piękne , kolorowe , egzotyczne kwiaty . Obok był również sad z drzewami owocowymi i ławeczka , gdzie była miejscemuśmiechnięta od ucha do ucha babcia Eufemia . Miała krótkie siwe włosy z fioletowymi pasemkami , okulary w rażąco różowych oprawkach , szarą indyjską bluzkę z pomarańczowym obiciem  , szal , spodnie dzwony i sandały . Wszyscy wysiedli z auta i pobiegli aby przywitać i uściskać staruszkę .
odpoczynku i relaksu . Kiedy przyjechali pod domem czekała
- Jaka już dorosła z ciebie panna - powiedziała puszczając oczko , a potem uściskała Charlotte . Pachniała cudownie , perfumami o zapachu kwiatów lotosu . Charlotte nie zdążyła odpowiedzieć , bo staruszka ogłosiła z entuzjazmem ;
- Zapraszam na kolację
    Wszyscy chętnie weszli do środka , wyczuwając intensywny zapach z kuchni . Zajęli miejsca w jadalni przy stole w stylu marokańskim , a zaraz na talerzach pojawił się bigos .
 Najlepszy bigos na świecie , domowej roboty babuni .
    Następnie każdy zajadał się pierogami z truskawkami . To ulubione danie Megan . No tak babcia trafiła w dziesiątkę !
- A na deser dla drugiej wnusi przygotowałam szarlotkę , dla Charlotte - powiedziała żartobliwie .
   Ach ta babcia , zawsze zostanę jej małą "Szarlotką" . Zawsze mnie tak nazywała i chyba tradycji nie zmieni .
~***~
 - No to co ... może czas na historie ? - spytała się Eufemia , gdy wszyscy już zdążyli zjeść - dzisiaj opowiem legendę ...
 - Mamoo ... - zawahała się Hope - wszyscy są wyczerpani
- Ja tam mogę posłuchać - wtrąciłą się Charlotte
- O , widzisz ? Jednak mam swoich stałych , nie znudzonych słuchaczy - powiedziała entuzjastycznie babcia - jak chcesz córciu to idź się połóż
- Niech stracę - burknęła Hope
- To ja skorzystam z propozycji - wstał ojciec dziewczynek - Meg , już pora iść spać - powiedział do blondynki , która po chwili posłusznie poszła na pokoju  który był dla niej przygotowany.
- Widzę że tylko Hope i Charlotte wysłuchają . No to tak - westchnęła - Szesnasty wiek był wiekiem strasznym , ale także przełomowym . Oczywiście nie dla ludzi , tylko postaci magicznych . Każda rasa uważała że jest najlepsza i inne traktowała za gorsze . Wampiry zaczęły się coraz bardziej ujawniać , coraz częściej słyszano o ludziach zimnokrwistych i nowych mordach w świecie śmiertelników . Wilkołaki zostały masowo zamykane do więzienia czarodziejów . Coraz częściej przyłapano czarodziejów na uprawianiu magii przez ludzi i zaczęto ich masowo łapać i rzecz jasna .. palić na stosach . To był straszny okres dla wszystkich istot nadmagicznych , nie mieli gdzie się chować , uprawiać magii i wszystkie rasy żyły w niezgodzie . I wtedy genialny , wielki , znany w dziejach magii , elf - Drappomer chciał pogodzić wszystkie rody ; Elfy , Wampiry , Wilkołaki i Czarodziei . Udał się więc z dobrą intencją do każdego wodza rasy . Miał dobre serce i podejście . To była rzecz jasna osoba charyzmatyczna , więc łatwo złapał z nimi kontakt i szybko się z nimi porozumiał .  Po krótkim czasie wszyscy podpisali kompromis na podstawie tolerancji . Wilkołaków uwolniono z więzienia , wampirom zrobiono specjalne pierścionki o magicznej mocy , dzięki czemu mogli wychodzić na słońce i nie mieli ochoty na ludzką krew ale na zwierzęcą . Aby wszystkie rody miały swobodę , i miejsce do uprawiania magii wodzowie czterech rodów złączyli siły i stworzyli magiczne i wolne miasteczko położone w Anglii . A nazwali go Drappe , na cześć Drappomera , bo gdyby nie on nie doszłoby do zjednoczenia ras . Tak to ważna legenda , każdy czarodziej na świecie powinien ją znać !
- Wow babciu ale ty masz wyobraźnię - stwierdziła Charlotte i ziewnęła - na mnie już czas . Idę się położyć , jestem wykończona ...
- Magicznych snów Szarlotko - powiedziała Eufemia . Kiedy było słychać trzask zamykanych drzwi po chwili szepnęła do Hope - Czemu ona się tak dziwnie zachowuje ? Przecież ona jest ...
- Możemy porozmawiać gdzieś indziej ? - spytała się Hope
- Ależ oczywiście , jeżeli to coś ważnego ...
 Obie wstały od stołu , i udały się do kuchni przymykając drewniane drzwi .
- No co chciałaś mi powiedzieć ? - powiedziała podejrzliwie
- Bo..boo ..
- Hmm ?
- No bo my nie powiedzieliśmy Charlotte kim jest !
- Że co ?!
-Nie słyszałaś ? Nie powiedz..
- Słyszałam ! - przerwała - Jak mogliście do tego dopuścić ? Ma prawo wiedzieć kim jest ! - krzyknęła oburzona staruszka
- Ale to nie takie łatwe ..
- A łatwo żyć piętnaście lat oszukanym ? Przez piętnaście lat nie dowiedziała się prawdy ! A znak ?
- Nie rozmawialiśmy z nią na ten temat . Jest wkurzona za to , myśli że jak była mała to zrobiliśmy jej tatuaż !
- A nowa szkoła ? A władze Zeinab ? Nawet nie wie w jakim niebezpieczeństwie jest ona i my wszyscy ... Nie wie dlaczego tutaj przyjechała i na pewno nie wie że zostanie tu na stałe . Słuchaj córciu , daję Ci tydzień . Tydzień do powiedzenia jej prawdy . Potem przeprowadzimy się do Drappe , pójdzie tam do szkoły , pokażemy jej nasz świat , nauczy się obrony przed Zeinab ...
- Dobrze mamo , a wiesz gdzie jest Drappe ?
- Kuzyn Gendeguz ma nam dać odpowiedź niedługo . Ponoć wprowadzono nowe przepisy i środki ostrożności . Jak na razie masz spełnić misję .
- Trudną misję -mruknęła pod nosem Hope .

___________________________________________________________________________________
 Oto pierwszy rozdział :)) Trochę nudny , bo dużo opisów , mało dialogów , ale obiecuję że wszystko się zmieni ! Kolejne rozdziały będą ciekawsze , i jeżeli chcecie dłuższe ;)) Charlotte i Megan są dodane do "bohaterów" w zakładce pod nagłówkiem :)
 Zapraszam na następny rozdział , który pojawi się góra za trzy dni . Będzie ciekawie ^^ Ale warunkiem są komentarze pod tym postem :) Dowiecie się  kim jest bohaterka , Gendeguz ... :) Warto zajrzeć :)